Powered By Blogger

niedziela, 1 kwietnia 2018

Tajemnica „greckiego ognia”



Andriej Bystrow


Król Francji Filip II August w 1193 roku spalił przy pomocy „greckiego ognia” angielskie okręty w czasie oblężenia twierdzy Dieppe. A Edward I w czasie oblężenia zamku Sterling w 1304 roku użył „żywego ognia” przeciwko Szkotom.

Pierwsze uderzenie promienia poszło na fabryczny komin. On zakolebał się. Złamał się pośrodku i zwalił… Widziano, jak fabryka rozleciała się na kilka kilometrów. Połowa budynków płonęła tak jak kartonowe domki. Niżej, tuż przy mieście podnosił się z ziemi wielki szaro-żółty grzyb dymu. Tymczasem promień z hiperboloidy szaleńczo pląsał pośród tego zniszczenia i zapalał to, co było najważniejsze – magazyny eksplozywnych półfabrykatów… - oczywiście poznaliście ten cytat. Tak jest – to z „Hiperboloidy inżyniera Garina” Aleksieja Tołstoja. Powieść sci-fi. Ale czy ta ognista broń też? Czy istniało ono kiedykolwiek w historii, a jeżeli tak, to kto, jak i jak efektywną ona była?


Czy istniała „hiperboloida Archimedesa”?    


A oto cytat z innego autora, któremu - jakby się wydawało – daleko do science-fiction, angielskiego historyka Williama Carmana:
Jeden z siedmiu cudów świata – latarnia morska Foros w Aleksandrii – wedle przekazów miał na szczycie wielkie zwierciadła, przy pomocy których można było koncentrować słoneczne promienie i kierować je na wraże okręty na odległość 100 mil. W Muzeum Artylerii w Sztokholmie znajduje się dawne zwierciadło zapalające, które z powodzeniem mogłoby służyć do takiego celu.

No i co? Przecież  Archimedes (też wedle przekazów) posługiwał się podobną bronią jeszcze przy oblężeniu Syrakuz na Sycylii. Ale… można temu wierzyć lub nie. Legendy legendami, ale dowieść takiej możliwości można było tylko doświadczalnie. I człowiek, który postanowił wykonać to doświadczalnie się znalazł. Był to francuski naturalista Georges Louis de Buffon. Zwierciadło Buffona zbudowane specjalnie dla niego przez mechanika Passmana w 1747 roku składało się z 168 płaskich zwierciadeł w ruchomych ramkach rozmieszczonych na tak, by ich ognisko wyniosło 50 m. Jak widzicie, w odległości nieco skromniejszej – nie żadnych 100 mil… I o jakiej średnicy miałoby być to „zwierciadło ze Sztokhomu”? Też 100 mil? W to nawet sam William Carman nie uwierzył. Jakby to nie było, w swej książce „Historia broni palnej” on powołuje się na źródła bardziej wiarygodne…

[W jednym z programów z cyklu „Pogromcy mitów” Adam Savage i Jamie Hyneman praktycznie udowodnili, że niemożliwe jest podpalenie statku przy pomocy zwierciadła (lub zespołu płaskich zwierciadeł) wklęsłego o podanych rozmiarach. Temperatura, którą osiągnięto w trakcie eksperymentu była za niska do zapalenia płótna i drewna, z których były zbudowane okręty współczesne Archimedesowi – uwaga tłum.]



Świadectwa z Biblii


Sprecyzujmy, co można nazwać bronią palną. Zgodnie ze słownikową definicją, jest to: broń wyrzucająca metalowe pociski wskutek wybuchu prochu albo innego miotającego materiału wybuchowego, tym niemniej broń, o której mowa w artykule można nazwać „ognistą” czyli literalnie „strzelającą ogniem”.
Idea użycia ognia do celów wojennych jest tak stara, jak samo wynalezienie ognia. Jeżeli można było odganiać drapieżniki od jaskini przy pomocy ognia, to czemuż by nie przeciwników w walce? I rzecz jasna, coś takiego komuś kiedyś przyszło do głowy. A co na ten temat mówią historycy? Zobaczmy co pisze William Carman:
- Przede wszystkim – pisze on – użycie ognia miało charakter bezpośredniego podpalenia, kiedy jeździec rzucał na czy podpalał słomianą strzechę przy pomocy pochodni, albo sposobny odcinek umocnienia lub ścianę. Asyryjczycy i antyczni Grecy doskonale potrafili wykorzystywać ogień tak w ataku jak i w obronie, na co wskazują płaskorzeźby z tamtego czasu i teksty Homera.

[Doskonale pokazał to Wolfgang Petersen w filmie „Troja” (2004) na podstawie eposu Homera, w którym pokazano wykorzystanie ognia zarówno w ataku i obronie – przyp. tłum.]

Ale to jeszcze nie jest broń. Rzucenie płonącej pochodni na słomę, to jest niewielka technika. Idąc tropem takiego myślenia, można nazwać bronią każdy kamień, którym rzucisz nim w przeciwnika. Bronią jest to, co zostało stworzone specjalnie do użycia w wojnie. Każde narzędzie służące do obrony. Tak więc zaczęto sporządzać różne mieszaniny zapalające i urządzenia służące do miotania płonących strzał. A w Biblii opisuje się, jak przygotowywano zwierzęta do ogniowej wojny. I coś takiego doszło do naszych czasów: w czasie II Wojny Światowej specjalnie wyszkolone psy wchodziły pod czołgi wnosząc miny ppanc., które je rozrywały. We współczesnym świecie jest to oczywiście coś nie do przyjęcia.

[Tym niemniej marynarki wojenne niektórych krajów stosują delfiny i inne ssaki morskie (foki, kotiki, uchatki) do umieszczania min na kadłubach okrętów, atakowania ludzi w wodzie czy pomagania nurkom w operacjach poszukiwawczo-ratowniczych – uwaga tłum.]

Ale w tamtym czasie prawa były inne. I tak w biblijnej Księdze Sędziów – Sdz 15,4-5 napisano coś takiego:

Samson odszedł, schwytał trzysta lisów, a wziąwszy pochodnie przywiązał ogon do ogona, a pośrodku między dwoma ogonami poprzyczepiał po jednej pochodni. Następnie podpalił pochodnie, a rozpuściwszy lisy między zboża filistyńskie spalił sterty i zboża na pniu oraz winnice wraz z oliwkami. 

Było to okrutne, ale Filistyni nie pozostali dłużni. W odwecie spalili oni żonę i teścia Samsona.



Ognista maszyna bojowa


Jednakże nas bardziej interesują mieszaniny zapalające - BŚZ. Nawet tak mało efektywne jak te, które używano w Starożytności, kiedy to podpalano nimi oblegane miasta. W czasie oblężenia Platejów (429-427 r. p.n.e.) mieszczanie byli zmuszeni zabezpieczać drewniane konstrukcje budynków osłonami ze skóry. To pozwalało zmniejszyć straty spowodowane pociskami zapalającymi, które miotali Peloponezowie, którzy napadli na miasto. Spartanie też posługiwali się materiałami palnymi. Oni podkładali pod mury miast wielkie ilości drewna i podpalali je uprzedni zalawszy je mieszaniną siarki i smoły. Taka mieszanina mogłaby być słynnym greckim ogniem, który nie można było ugasić wodą. W rzeczywistości był to zwyczajny chrust… Byle deszczyk mógł zgasić płomienie, jak to niejednokrotnie bywało.

Urządzenia do miotania płomieni były wykorzystane przez Beotów w czasie oblężenia Delium w 424 r. p.n.e. Tukidydes w czwartej księdze swej „Historii” opisuje wydrążony pień drzewa pokryty z wierzchu żelazem:

…On to rozciął na pół potężne bierwiono i wybrał drewno ze środka od jednego do drugiego końca, ponownie połączył ze sobą połówki pnia i podpiął do jednego końca łańcuchami zamknięty kocioł. Potem wszystko pokrył żelaznymi blachami i połączył rurę z kotłem. Wszystko to przywieziono na wozach do tej części murów, którą zbudowano z faszyny i drewna. Kiedy podjechali blisko, to podłączyli do rury potężne miechy zaczęli nimi dąć. Silny strumień powietrza wpadała do środka zamkniętego kotła, który był wypełniony rozpalonymi węglami, siarką i smołą, wyzwolił potężny żar i podpaliła ścianę. Obrońcy tego nie mogli wytrzymać i uciekli. I tym sposobem miasto zostało zdobyte.

No ale to jeszcze nie był grecki ogień.



Tajemnica cesarza Konstantyna


Do końca VI w. nic ciekawego w tym temacie nie zaszło. A potem pojawił się słynny „grecki ogień”. Długo wzbudzał on strach wśród wrogów Cesarstwa Bizantyjskiego. Grecki ogień był tak bardzo efektywnym środkiem walki, że skład tego BŚZ stał się tajemnicą państwową. Jego zastosowania dawało potworne wręcz efekty. Mówiło się, że grecki ogień wynalazł niejaki Kallinik – architekt z Heliopolis czy Baalbeku  w Syrii. Dobry „architekt”, ani słowa… Ta jego półpłynna mieszanina była znana także pod nazwą „morskiego ognia”, była bardzo trudna do ugaszenia, bo woda robiła ją jeszcze bardziej niebezpieczną. Przepis na ten BŚZ Kallinik sprzedał cesarzowi Konstantynowi, by użył on go przeciwko Arabom oblegającym w tym czasie stolicę Bizancjum. W 674 roku przy pomocy nowej broni udało się unieszkodliwić wrogą flotę. Imperator nakazał wyposażyć swe okręty w metalowe rury. Gasić grecki ogień, który trafiał na drewniane części wrogich okrętów, nie było łatwo. Dobre do tego celu był ocet, wino lub piasek. A jak dużo wina, piasku czy octu było na okrętach? Arabowie wina nie pijali, piasku i octu też ze sobą nie wozili. Czy ktoś znał sposób na ten niebezpieczny ogień. Wywiad naukowo-techniczny w tym czasie kiepsko pracował.

Utrzymanie tej tajemnicy państwowej wymagały znacznych wysiłków. Nawet przepis na otrzymanie tego BŚZ nie był zapisany. A oto, co pisał do swego syna cesarz Konstantyn VII Porfirogeneta:
Powinieneś w pierwszej kolejności skierować całą swą uwagę na płynny ogień wyrzucany z metalowych rur. Jeżeli ktoś ośmieli się Ciebie zapytań o jego tajemnicę, jak to często mi się zdarzało, Ty powinieneś odmówić i odrzucić wszelkie prośby.

Swój zakaz obwarował on strasznymi karami dla tego, kto ośmieliłby się ujawnić tą tajemnicę.

[Najczęściej była to kara śmierci wśród wymyślnych tortur lub poprzez ścięcie. Dobrze opisał to Mika Waltari w powieści „Czarny Anioł”, w której opisuje on oblężenie Konstantynopola na wiosnę 1453 roku przez Turków – uwaga tłum.]



Rewelacje księżniczki i sceptycyzm uczonych


Córka bizantyjskiego imperatora Aleksego I Komnena (1081-1118) Anna Komnenówna w książce o życiu swego ojca zatytułowanej „Aleksjada” napisała wiele ważnych rzeczy na ten temat. Twierdzi ona, że klejąca żywica z jodły i innych drzew iglastych należało zmieszać z siarką. Kiedy taka mieszanka będzie tłoczona przez metalowe rury silnym i nieprzerwanym strumieniem powietrza oraz zapalona u wylotu, to silne języki ognia spalą twarze wrogów podobnie jak błyskawice. Jednakże księżniczka opuściła to, co najważniejsze i w ten sposób uchroniła tajemnicę.

Historyk Francis Trosé w książce „Wojenne starocie” pisze, że w skład greckiego ognia wchodził bitum, siarka i ropa naftowa. Zaś płk Haim w książce „Wynalezienie prochu” przypuszcza, że jeszcze jednym komponentem jest niegaszone wapno – czyli tlenek wapnia - CaO. Przecież ropa naftowa i jej podobne nie były znane w Bizancjum. Trzeba je było importować przede wszystkim z krajów arabskich. A to oznacza, że o jej wykorzystaniu wrogowie by się dowiedzieli. W tym czasie wapno niegaszone nie wzbudzało żadnych podejrzeń i mogli je przygotować majstrowie zajmujący się budownictwem.

W 1939 roku, niemiecki autor Albert Hausenstein oświadczył, że przeprowadzone przezeń doświadczenia z wapnem niegaszonym, siarką i ropą naftową zakończyły się powodzeniem. Jednakże inni eksperymentatorzy później udowadniali nieefektywność gaszenia wapna, które wydzielało niedostateczną ilość ciepła do odparowania i zapalenia ropy naftowej.

Najprawdopodobniej tajemnica greckiego ognia nigdy nie zostanie rozwiązana. Chociaż dzisiaj wydaje się być zabawą to, co dawniej uważano za epokowe odkrycie i na długi okres czasu zabezpieczyło istnienie Imperium Bizantyjskiego.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 51/2017, ss. 18-19
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz