Powered By Blogger

poniedziałek, 5 marca 2018

„Sarmaty” i „Wojewody” na orbicie?



Powyżej prezentuję artykuł niejakiego CEZ-a, zamieszczony w „Angorze” nr 10/2018 z dnia 11.III.2018 roku, s. 72, w którym CEZ obśmiewa Władimira Putina i jego sztabowców za to, że pokazał całemu światu stare filmy, odpowiednio podfryzowane, ukazujące najnowocześniejsze bronie rakietowe – chodzi dokładniej o ICBM Sarmat, który lata sobie wokół Ziemi i w każdej chwili może na nią obruszyć ładunek kilku czy nawet kilkunastu głowic A i/albo H, które klucząc lecą do celu/celów i na które nie ma mocnej żadnej TA. Śmieszne jest to – wedle autora – że w rzeczywistości pokazano 11-letni co najmniej film pokazujący inny ICBM R-36M2 Wojewoda, który wprowadzono do służby w 1988 roku.

Na podstawie tegoż faktu autor dochodzi do konkluzji, że grafika jak papier – wszystko wytrzyma. No i jest OK. – złapano Putina na kłamstwie i Zachód, a w szczególności USA może sobie spać spokojnie, bo Putin blefuje ergo, wiele hałasu o nic. Nie mówiąc już o tym, że Iwan Mojsiejew wypowiedział się autorytatywnie, cytuję: Nie można zainstalować w skrzydlatej rakiecie silnika jądrowego. I nie ma takich silników, koniec cytatu. Punctum.

Nie podzielam zdania CEZ-a i wcale nie zamierzam dać się uśpić. Uważam, że zagrożenie jest całkowicie realne. Putin może ma już swe lata, ale głupi – w przeciwieństwie do Trumpa – nie jest. Wystarczy, że niby to dlaczego ma pokazywać swoją najnowszą broń Amerykanom i całej reszcie świata? Żeby wiedzieli czego szukać i co – w razie draki – zniszczyć w pierwszej kolejności? Nie ma tak dobrze. Pamiętam, jak w latach 80-tych Amerykanie pokazywali swój prymat w Kosmosie i straszyli nas programami z cyklu Star Wars. Rosjanie wtedy mieli inne kłopoty, ale w odpowiedzi pojawiły się u nich – już oficjalnie Kosmiczieskije Wojska SSSR, a potem KW RF. Poza tym jest jeszcze jedna prawda, która brzmi: ci, którzy nie doceniali Rosjan szybko szli do piachu. Przekonał się o tym Napoleon, przekonał się o tym Adolf. Rosjanie jak dotąd doskonale bronią swej niezależności przed zakusami zachodniego kapitału, a Putin dobrze wie, co robi trzymając rodzimych oligarchów krótko za mordę.  

Obserwuję niebo w miarę możliwości i pogody, na którym latają samoloty, balony, czasem szybowce, zaś wyżej ISS/MSK i jej tendry. Poza nimi jeszcze sztuczne satelity Ziemi i… - no właśnie – pojazdy, których nie ma w oficjalnych dossier NASA, których nie obejmują żadne wykazy ziemskich obiektów orbitalnych.

A co do skrzydlatych rakiet z napędem jądrowym, to być może chodziło nie o napęd, ale o źródło energii znajdujące się na ich pokładach. Taka mikroelektrownia jądrowa, która może pracować non-stop kilkanaście lat. Takie próby miały miejsce jeszcze w latach 50-tych, kiedy to Amerykanie pracowali nad samolotem z napędem jądrowym. Tamte próby skończyły się katastrofą i projekt porzucono. Ale nie jest powiedziane, że Rosjanie nad tym nie pracowali i nie osiągnęli sukcesu. Taka skrzydlata rakieta z atomowym źródłem zasilania jest całkowicie możliwa.

Zagadnienie atomowego napędu dla rakiet było rozpatrywane już w latach 40-tych XX wieku. jego echa możemy znaleźć w pierwszych powieściach sci-fi Stanisława Lema, Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki. Nad takimi rozwiązaniami rzeczywiście się wtedy pracowało, i jestem pewien, że pracuje się do dziś dnia po obu stronach oceanów. Dlatego właśnie wnioski CEZ-a uważam co najmniej za nieadekwatne…     



Opinie z KKK


Jakoś nie mogę sobie wyobrazić bezpośrednią zamianę promieniowania jądrowego w długotrwały napęd rakiety kluczącej. Oczywiście inaczej może wyglądać sprawa na orbicie, bo tam nawet silniki jonowe mogą mieć praktyczne zastosowanie. Tak to widzę, jako amator (Avicenna)

Tu jednak chyba chodzi o nuklearne źródło zasilania aparatury pokładowej, a nie napęd rakiety. Rosjanie nad tym pracowali od lat 50-tych, Amerykanie zresztą też – ogniwa plutonowe SNAP pozostały na Księżycu, o ile dobrze pamiętam. Podobnie z Pioneerami i Cassinim. Chciano się uniezależnić od baterii słonecznych na wielkich panelach... (Daniel Laskowski)  


Tego rodzaju środki zostały zakazane na mocy traktatu SALT II z 1979. Złamanie tego traktatu nie przeszłoby bez echa i na pewno Rosji by się nie opłaciło. Bo tam jeszcze dużo fajnych rzeczy zostało zakazanych. Tak jak napisałeś dalej, w czasach przedtraktatowych takie możliwości miał rosyjski pocisk R-36.
Znaczy to, że nie ma teraz takich silników to jedna rzecz, a to czy się coś da czy nie da to całkiem odrębna. Na przełomie lat 50./60. ub. w. w USA prowadzony był taki projekt SLAM (Supersonic Low Altitude Missile). Był to pocisk manewrujący (a w zasadzie coś bliżej bezzałogowego bombowca) napędzany jądrowym silnikiem strumieniowym. Realizowała go firma Vought (wtedy LTV) pod nazwą Pluto. Prace przerwano w 1964 na etapie prób naziemnych silnika jądrowego (pomyślnych). Tu można sobie o nim poczytać: http://www.designation-systems.net/dusrm/app4/slam.html   (Speedy) 

 SALT II nigdy tak naprawdę nie wszedł w życie, choć przez kilka lat podjęte w nim zobowiązania były wykonywane przez obie strony. Ratyfikowano START-I, ale ten przestał obowiązywać już dawno temu. SORT też wygasł. START II i START III były niewypałami, a New START... Okazał się zwykłym robieniem dobrej miny do złej gry. Jak zwykle zresztą. Gdyż umożliwiał obu stronom głoszenie wzniosłych haseł, przy wymienianiu przez obie strony (choć Rosja na tym korzystała bardziej) starych systemów na nowe.  R-36M był pierwszym sowieckim ICBM'em przenoszącym prócz RV'ów (a nieco potem - MIRV'ów) także "pomoce penetracyjne", wabiki. Miały je także R-36M UTTCh. R-36M2 dostał MIRV'y nowszej generacji i również wabiki.
Napisałeś – „Iwan Mojsiejew (spec od polityki kosmicznej, ale nie od kosmonautyki) wypowiedział się autorytatywnie, cytuję: Nie można zainstalować w skrzydlatej rakiecie silnika jądrowego. I nie ma takich silników, koniec cytatu. Punctum.”
Otóż da się. Technologicznie - bez większych problemów. Lotnicze silniki jądrowe rozwijano od lat czterdziestych i jeśli komuś się wydaje, że prac zaprzestano, to jest w błędzie. Pracuje się nad ich rozwojem ciągle, jednak natężenie prac zależne jest od budżetu programów, którego wysokość zależna jest od chwilowych priorytetów. Do rozpadu ZSRR pracowało nad tym biuro "Jużnoje", to samo, które zbudowało wspomniane wyżej rakiety serii R-36. Prace kontynuowano później w Rosji (BK "Jużnoje" znalazło się na Ukrainie). W USA prace na zlecenie DARPA prowadziło kilka ośrodków i firm, poczynając od General Electric, a kończąc na Georgia Nuclear Laboratory. Książkę można by o tym napisać (a w kilku jest na ten temat przynajmniej po rozdziale)... (Grendel)