Powered By Blogger

niedziela, 5 listopada 2017

Tajemniczy satelita „Czarny Rycerz”



- czyli niezwykły obiekt ciągle złowrogo orbitujący dookoła Ziemi. Jego zdjęcie wykonano z pokładu wahadłowca kosmicznego. Rosyjskie media oszalały w tym tygodniu (w 2016 roku), na temat zapisu wideo ze statku kosmicznego Sojuz, na których został uchwycony jakiś niezwykły obiekt poruszający się w niewielkiej odległości od niego. A zatem wyjaśnienia jakie podano wahały się oczywiście od animacji komputerowej (GCI) i kosmicznego złomu do tego, że obiekt widziany nieopodal Sojuza był legendarnym satelitą Czarny Rycerz.[1]

Satelita Czarny Rycerz jest obiektem poruszającym się po niemalże polarnej orbicie, który – jak się uważa – liczy sobie 13.000 lat i jest artefaktem Obcych z Kosmosu przyczajonym w Układzie Słonecznym. Jego istnienie po raz pierwszy zasugerowano po eksperymentach z radiosygnałami w późnych latach 90. XIX wieku, w czasie których wykryto niewyjaśnione „echa radiowe” z Kosmosu.[2] Nie znaleziono dla nich żadnego racjonalnego wyjaśnienia do dziś dnia.

W 1954 roku, w amerykańskich gazetach „St. Luis Dispatch” i „The San Francisco Examiner” poleciały doniesienia prasowe przypisywane emerytowanemu majorowi lotnictwa marynarki i ufologowi Donaldowi Keyhoe.  Mjr Keyhoe podobnież odkrył iż USAF meldowały o wykryciu dwóch satelitów okrążających Ziemię. W tym czasie żadne państwo nie dysponowało technologią umożliwiającą wystrzelenie i umieszczenie satelitów na takich orbitach.

W trzy lata później, w 1957 roku, ZSRR wystrzelił Sputnika 1. W ciągu godzin doniesień z radzieckiego centrum lotów kosmicznych mówiło się o jakimś nieznanym obiekcie, który „śledził” Sputnika. Kiedy w miesiąc później wystrzelono Sputnika 2, dr Luis Corralos z wenezuelskiego Ministerstwa Komunikacji sfotografował satelitę Czarnego Rycerza zbliżającego się do Sputnika 2 na orbicie wokółziemskiej.

Czarnego Rycerza sfotografowano z wahadłowców. W 1960 roku, magazyn „TIME” opublikował artykuł o odkryciu nieznanego obiektu na polarnej orbicie wokółziemskiej (w tym czasie amerykańskie i radzieckie satelity latały na orbitach stacjonarnych wokółrównikowych). Amerykański DoD[3] szybko zdementował to doniesienie twierdząc, że obiekt ten był kosmicznym szczątkiem satelity Discover. Wielu ludzi odniosło się sceptycznie do tego wyjaśnienia i słusznie. W kilka lat później, ludzie dowiedzieli się o Projekcie CORONA – kosmicznym programie fotozwiadu utworzonym w celu monitorowania radzieckich baz ICBM.

Potem, w 1998 roku, kosmiczny wahadłowiec Endeavour w czasie misji nr STS-88 sfotografował jakiś amorficzny, czarny obiekt, złowrogo wiszący ponad Ziemią. Obiekt ten miał nieregularny kształt, jakaś dziwna kombinacja ostrych krawędzi i łagodnych krzywizn, jego kolor był głęboko ciemny, niemal czarny. I ponownie urzędnicy (tym razem z NASA) szybko wyskoczyli z wyjaśnieniem, że ów dziwny obiekt był… kocem termicznym, który urwał się z uwięzi od wahadłowca. Na zapisie wideo widzimy astronautów obserwujących ten obiekt i dyskutujących jak go złapać i odzyskać z powrotem. Obiekt ten był fotografowany wielokrotnie na trasie wahadłowca w poprzednim tygodniu – według NASA – i finalnie spadł na dół i koziołkując wpadł w atmosferę.

Ale na tym cała historia się nie skończyła. Obserwacje satelity Czarnego Rycerza miały miejsce już po oświadczeniu NASA, że obiekt spalił się w atmosferze w czasie powrotu z przestrzeni kosmicznej. W dniu 31.VII.2015 roku, na zapisie wideo ujrzano, jak ów obiekt przeleciał pomiędzy MSK/ISS a Księżycem. Wiele zdjęć wykonanych w tym samym czasie z Ziemi, też ukazują ów obiekt przelatujący na tle tarczy Księżyca.


Krytycy usiłowali i usiłują nadal zdemaskować tajemniczego satelitę Czarnego Rycerza wiele razy – ale on ciągle i wciąż ukazuje się na zdjęciach i zapisach wideo.

Zobaczcie ostatni zapis wideo z lutego 2016 roku, na którym znajduje się ów tajemniczy obiekt. 


Mój komentarz



Pozwolę sobie dodać, że zagadka ta jest kompletnie nierozwiązana. Mało tego – jak dotąd nikt nie pokusił się o jej dokładne zbadanie, a przecież jest to jakby nie było kwestia naszego być albo nie być. To kwestia naszej samotności w Kosmosie. To kwestia naszego w nim miejsca i bezpieczeństwa naszego istnienia. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Co spadło - zadam tutaj już po raz enty to przeklęte pytanie - w dniu 30 czerwca 1908 roku, o godzinie 00:17.11 GMT, na punkt określony współrzędnymi geograficznymi N 60°55’ - E 101°57’? Wszystkie przedstawione przez Wojciechowskiego i Krassę teorie i hipotezy maja jakieś mankamenty, a to nie wyjaśniają zmian kursu, a to nie wyjaśniają  - dlaczego było więcej niż jeden epicentrów wybuchu, itd. itp. Hipoteza nr 81 nie wyjaśnia np.: dlaczego obserwowano nocne świecenie nieba   p r z e d   spadkiem tego „satelity śmierci”, zaś hipoteza nr 82 nie wyjaśnia tak ogromnej mocy tej eksplozji. Dlatego też przyszło mi do głowy, że to, co eksplodowało nad Podkamienna Tunguską było zwiadowczą sondą z innych światów - tzw. sondą Bracewella.
Czym są sondy Bracewella? Zacznę od tego, że pojęcie to wprowadził do ufologii i programów CETI, SETI i innych programów poszukiwań Obcych w latach 60., australijski uczony prof. dr Ronald Bracewell. Doszedł on do wniosku - zresztą ze wszech miar rozsądnie brzmiącego - iż eksploracja Kosmosu może być przeprowadzana przy pomocy automatycznych sond lub kosmolotów z załogami składającymi się z maszyn rozumnych, które wysyła się w Kosmos w kierunku słońc, co do których są podejrzenia, że wokół nich krążą zamieszkałe planety. Po przybyciu w rejon aktywności takiej CNT sonda „przyczaja się” i obserwuje tą CNT, jednocześnie wysyłając informacje na swoją macierzystą planetę, - do CNT, która ją wysłała... I tak najpierw automaty sondy prowadzą zwiad w ramach dozoru niejawnego, potem - kiedy dana CNT już „dojrzeje” do tego - nadzór staje się jawny. Te dwa etapy znamy. Jaki będzie następny krok Kosmitów - to możemy tylko zgadywać... Kto wie, czy tajemnicze kręgi i piktogramy pojawiające się w zbożach, kukurydzy, owsie, prosie, ryżu czy trawie, a nawet w śniegach i na lodzie nie są Ich dziełem i próbą bezpośredniego kontaktu!?...
A próby takie miały już miejsce, jeżeli liczyć dziwne efekty doświadczeń pierwszych radiowych sondowań jonosfery van der Pola i Störmera w 1926 roku. Ideę tego eksperymentu pokazuje rycina. Otrzymali oni w odpowiedzi na swe sygnały serię radiowych ech, które próbowano interpretować na różne sposoby w latach 70. XX wieku. Młody szkocki astronom z uniwersytetu w Glasgow - prof. dr Duncan Lunnan sporządził wykres opóźnień tych tajemniczych radiosygnałów i w rezultacie otrzymał on rysunek gwiazdozbioru Wolarza z wyróżnioną nań gwiazdą ε-Booti czyli al-Izar albo Pulcherrima.

Radiosygnały i opóźnione echa oraz...
...ich interpretacja wg prof. Duncana Lunana...
...i dr. A. Szpilewskiego

W pewien czas później mieszkający w Tallinie astronom dr A. W. Szpilewskij obrócił wykres o 90° i otrzymał mapę konstelacji... Wieloryba, z wyróżnioną na niej z kolei gwiazdą τ-Ceti (Tau Ceti) - odległą od nas jedynie o 11,85 ly! - czyli bliziutko, jak na kosmiczne odległości... Z kolei polski interpretator L. Gorzym z Lublina widzi w tym rozmaite figury geometryczne i ukazane zależności pomiędzy nimi...
Osobiście jestem zdania, że w czasie swego eksperymentu van der Pol i Störmer nawiązali przypadkowo kontakt z Czarnym Baronem, który już raz posłał był na Ziemię lądownik, a kiedy ten ostatni nie wrócił 30 czerwca 1908 roku, to jego automaty czekały na sygnały, którymi dopiero „pomacano” go w 1926 roku. Odpowiedziały na nie, używając identycznej częstotliwości - 9,75 MHz (31,4 m) i podejrzewam, że te radioecha nie były tylko prostymi odzewami, ale wielowarstwowymi sygnałami w rodzaju tych, jakie odbierali bohaterowie powieści Carla Sagana i zrobionego na jej podstawie filmu Roberta Zemeckisa pt. „Kontakt”. Potem Czarny Baron zszedł z orbity i pod wpływem sił pływowych rozleciał się na kawałki, które powoli wpadały w atmosferę i płonęły, jak zwyczajne meteory.
Czarny Baron, czy jak to wolą Rosjanie Czarny Książę był niemal doskonale czarny, tzn. pochłaniał 99,99% padającej na jego powierzchnię energii, boż chodziło tu nie tylko o pobór energii, ale o... maskowanie! A tak, bo ciało niemal doskonale czarne jest w Kosmosie niemal zupełnie niewidzialne! Staje się ono widzialne wtedy i tylko wtedy, gdy staje na jasnym, promieniującym tle tarczy Słońca czy Księżyca lub jakiejś mgławicy. To właśnie to miał na myśli Peter Kolosimo pisząc swą książkę „Ombre sulla stelle”. Byłby to argument za hipotezą, że Czarny Baron był de facto sondą zwiadowczą Kosmitów, która usiłowała z nami nawiązać Kontakt - ale...[4]

Ano dlatego, że istnieje jeszcze jedna możliwość, a mianowicie taka, że rządy supermocarstw doskonale wiedzą o istnieniu Czarnego Rycerza/Księcia/Barona i nie przeszkadzają mu w wykonywaniu swej misji zwiadowczej/obserwacyjnej/szpiegowskiej nad Ziemią. Przy naszych aktualnych możliwościach technicznych dolecenie do niego i jego przechwycenie czy zniszczenie nie nastręczałoby nam żadnych trudności. A zatem może chodzić o kwestię polityczną – zniszczenia czy uszkodzenia tego obiektu (o ile jest to orbiter Obcych) – mogłoby doprowadzić do konfliktu na skalę już nie planetarną, ale kosmiczną i wtedy moglibyśmy mieć autentyczne wojny gwiezdne, o których marzą różne nawiedzone przygłupy będące u władzy. Nie zadziera się z cywilizacją, która wyprzedza nas o co najmniej 13.000 lat!                  

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz




[1] W literaturze obiekt ten jest zwany także: Czarny Książę, Czarny Baron, Ciemny Rycerz.
[2] Chodzi o słynne „radioecha” z eksperymentu van der Pola – Störmera przeprowadzonego w 1926 roku.
[3] Departament Obrony.
[4] Zob. Antologia – „Bolid syberyjski”, rozdz. 8.1. - http://hyboriana.blogspot.com/2012/03/bolid-syberyjski-18.html